Bujam się po świecie z ograniczonym, albo zupełnie innym słownikiem i w wielu przypadkach świetnie się bawię. (teraz) Wiem, że konfitury w języku ulicy znaczą coś całkiem innego, niż w słowniku PWN ale - do cholery - prosta interpretacja jest zabawniejsza. Mój okrojony z szyfrów słownik w dużej mierze napędza to, czym jest (dla mnie) rucham-cie-miasto-moje.
Tak więc dzisiaj bajka o tym, jak zobaczyłam coś kątem oka, zignorowałam, minęłam, po czym do mnie dotarło, zaczęłam chichotać w szalik i wróciłam zrobić zdjęcie. Mnie śmieszy.
Szczecin, ul. Dworcowa// foto: madam z. |
internety+ps |
Znam tą sytuację. Też czasem tak miałam, że coś zobaczyłam i wydawało mi się nieszczególne a potem uznawałam, że wcale nie było takie złe. I też wracałam.
OdpowiedzUsuń